niedziela, 3 lipca 2016

Kiedy probuje byc meski cz.1 ( Bambam - GOT7 )



OKEEEJJJ! A wiec jest pierwszy rozdzial. Meczylam sie z nim chyba przez miesiac T.T Mam nadzieje ze sie wam spodoba i bedziecie czekac na reszte. Mysle ze bedzie jeszcze jeden albo dwa rozdzialy z tego. Chcialam mniej wiecej odwzorowac to, jak Bambam zmienil sie przez ten czas, ale chyba troszke zabardzo to podkoloryzowalam. Sami pamietacie jaki byl uroczy kiedy debiutowali ^^ Zeby nie bylo teraz tez taki jest ale no. Dojrzal T.T Z gory przepraszam za jakiekolwiek bledy. Jak u mnie zaczna sie wakacje to pojade do polski i tam poprawie wszystkie ff. No. To zapraszam do czytania :3





Sobota, dzień wolny. Zrobiłam sobie gorącą czekoladę i już miałam zabierać się za czytanie książki, gdy nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Zrezygnowana poszłam otworzyć przybyszowi.
- Bambam? Co ty tu robisz? Nie miałeś być z Sooyoung? - Zdziwiłam się, gdy go zobaczyłam. Przeciez odwołaliśmy dzisiejszy wypad, bo umówił się z dziewczyną, a tu nagle przychodzi mi do domu. Nic nie mowił, tylko stał. - Może wejdziesz do środka? - Zaproponowałam, a chłopak przekroczył próg. Powiedziałam, żeby ściagnął buty, ale zamiast to zrobić, rozpłakał się. Podeszłam do niego i go przytuliłam. Nie miałam pojęcia, dlaczego płacze. Odsunęłam się lekko, po czym przetarłam jego łzy wierzchem mojej dłoni.
- Co sie stało? - Zapytałam z troską.


Bambam był moim przyjacielem od zawsze. Traktowałam go jak młodszego brata. Często płakał, a ja za każdym razem go pocieszałam, robiłam mu kakao, dawałam jego ulubiony kocyk, włączałam komedię i starałam się dowiedzieć, czemu płacze. Lubiłam mu też czasem dokuczać, bo potem tak uroczo sie denerwował. Były też dni, że myslałam o nim zupełnie inaczej. Zastanawialam się, jak to możliwe, że dziewczyny nie chcą takiego uroczego chłopaka. Przecież nadawał się idealnie. Z Bambam’em można było porozmawiać o dosłownie wszystkim. Co prawda, niektóre tematy nie były jego specjalnością, ale zawsze wysłuchał i doradził. Po jakimś czasie przestawałam myśleć o nim jak o bracie. Robił się dla mnie coraz ważniejszy, o ile się dało. Może było to spowodowane tym, że dorastałam, i ja, i on? Sama nie wiem... Ale na pewno nie mogłam się w nim zakochać. Nie. To wykluczone. Nie mogłam zakochać się w Bambam’ie. W najlepszym przyjacielu, który tak bardzo mi ufa. Nie chciałam go zranić...

Dalej trzymając ręce na jego policzkach, poczułam, ze jest lodowaty.
- Jesteś przemarzniety. Zdejmij buty i kurtkę. Zaraz dam ci ciepły kocyk i zrobię kakałko, dobrze? - Uśmiechnęłam się ciepło. Chłopak tylko kiwnął głową i zaczął się rozbierać. Gdy skończył, chwyciłam go za ręke i zaprowadziłam do salonu. Posadziłam go na kanapie, a sama udałam się do kuchni po napój. Kiedy wróciłam, Bambam siedział tak, jak go posadziłam. Ani drgnął. Podałam mu kubek, otuliłam kocem i usiadłam obok.
- Możesz mi powiedzieć, co się stało? 
To był pierwszy raz, kiedy był aż tak przygnębiony.
-  Umowilismy sie na 18 przy fontannie.- Zaczął mówić. - Przyszedłem dużo przed czasem. Chwilę po osiemnastej, gdy nie przychodziła, pomyslałem, że może się spózni. Naprawdę myslałem, że się zjawi. Po godzinie czekania, postanowiłem zadzwonić. Nie odbierała. Mysłalem, że może coś się jej stało. W pewnym momencie sama zadzwoniła i powiedziała, że nie przyjdzie. Że byłem tylko na chwilę. Tak dla odmiany. Powiedziała, że potrzebuje faceta, a nie dzieciaka. Że nie chce być z chłopakiem, który nie da rady jej obronić, tylko z mężczyzną, który zapewni jej bezpieczeństwo… Naprawdę wierzyłem, że coś z tego będzie. - Bambam znowu zaczął płakać. Schował twarz w dłoniach  skulił się w kulkę. Był naprawdę zraniony. Przysunęłam się do niego i objęłam ramieniem, a ten od razu się do mnie przytulił. Kołysałam nami lekko na boki i gładziłam delikatnie włosy chłopaka, w celu uspokojenia go. Po jakimś czasie położyl głowę na moich kolanach i zasnął. Gdy film sie skończył, probówałam wstać tak, żeby go nie obudzić. Nie udało się. Przetarł spuchnięte od płaczu oczka i podniósł się.
- Przepraszam, że cię obudziłam. Film się skończył i chciałam isć do kuchni po coś do jedzenia.
- Nic się nie stało. Obejrzymy jeszcze jeden? Proszę. - Popatrzył na mnie tymi swoimi paczałkami.
- No dobrze. Kolejna komedia? Czy może jakiś animowany? - Zapytałam, podchodząc do szafki z filmami.
- Horror. - Odparł, a ja zakrztusiłam się powietrzem.
- Horror? - Pokiwał głową. - Jesteś pewny? Przecież ty nie możesz ich oglądać.
- Mogę. Proooooszeeee… Noona… - Błagał. Cóż mogłam zrobić innego? Zgodziłam się. Inaczej byłby jeszcze smutniejszy. Nie pozwalałam mu na nie, bo potem za bardzo się bał.
- No dobrze…
- Jej! Tylko jakiś bardzo straszny. - Powiedział uradowny. Pomimo tego, że chciał bardzo straszny, wybrałam taki najmniej.
Widziałam, jak sie bał przy oglądaniu tego. Na najzwyklejszej scenie w lesie zamykał oczy. Gdy film się skończył, było grubo po pierwszej w nocy. Nie chciałam puszczać go samego do domu. Nie po tym filmie. Jeszcze by coś sobie zrobił.
- Bambamie… - Wyszeptałam najdelikatniej, jak tylko się dało, ale on i tak się wystraszył.
- C-co?
- Może zostaniesz na noc? Jest już dość późno. - Stwierdzilam.
- No i co? Nie boję się iść samemu. - Powiedział, przykładając ręce na biodra. Wiedziałam , że tym sposobem nic nie zdziałam. Chciał być 'męski i odważny'. Wykorzystałam to.
- No to jest logiczne, że ty się nie boisz, ale ja tak. Nie chcę zostawać sama w domu. Rodzice będą dopiero rano. Mam spędzić całą noc sama? Proszę... Zostań.
Chłopakowi pojawiła się jakby iskierka w oku. I co? Moje plany zawsze działają.
- Spoko. Przy mnie możesz czuć się bezpieczna. 
Myślałam, że popłaczę się ze śmiechu. 
- Możesz iść spać. Ja się położę na kanapie. Jakby coś się działo, zawołaj. - Nie wytrzymałam już. Podeszłam do niego i pocałowałam w policzek. Na jego twarz wkradł się lekki rumieniec.
- Dziekuję. Dobranoc. - Powiedziałam i pobiegłam do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i wybuchnęłam śmiechem. To było przeurocze. Przebrałam się i położyłam spać.
W nocy obudził mnie trzask. Szybko wstałam i wyszłam z pokoju. Na podłodze zauważyłam zwiniętego w kulkę i trzęsącego się ze strachu Bambama. Podbiegłam do niego i przykucnęłam.
- Bambam, co się stało? - Po usłyszeniu mojego głosu podniósł głowę i rzucił się na mnie.
- Noona, mogę spać z tobą? - Wiedziałam, że tak będzie.
- Chodź. - Pomogłam mu wstać i zaprowadziłam do swojego pokoju. Położyliśmy się plecami do siebie i przykryliśmy kołdrą. Po chwili poczułam, że przytula mi się do pleców. Odwróciłam się w jego stronę, a ten od razu wtulił się w moje ciało.

*Mama POV *
- Kochanie, śpisz jeszcze? – Zapytałam, wchodząc do domu.
- Zapewne śpi. Nie budźmy jej. - Oznajmił mój mąż.
- Śpi? Jak to możliwe, że śpi, skoro ktoś jest? - Wskazałam na męskie buty i kurtkę, wiszącą na wieszaku. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni i ruszyliśmy do pokoju, w którym najprawdopodobniej znajdowała się nasza córka. Uchyliliśmy lekko drzwi i zauważyliśmy ją leżącą… Z chłopakiem.
- Bambam... - Westchnęłam.
- A kto inny? Myślisz, że nasza córka przyprowadziłaby do domu chłopaka innego niż Bambam? - W sumie miał rację. Nigdy nie widziałam jej z innym. Zawsze wszystkich od siebie odpychała. Dla niej liczył się tylko on. Kiedy spytałam, czemu nie ma innych znajomych, odpowiedziala : „gdybym miała innych znajomych, nie miałabym czasu dla Bambama.” Strasznie o niego dbała. Przymknęłam drzwi i zeszliśmy do salonu. 

*Mój POV *
Rano obudził mnie jakby ciepły wietrzyk otulający moja szyję. Otworzyłam oczy i dostrzegłam tą uroczą istotkę, przytulającą się do mnie. Głaskałam go delikatnie po głowie. Jego włosy były takie puchate i miłe w dotyku. Lubiłam się nimi bawić, a on nie miał nic przeciwko. Chłopak poruszył się lekko, dając znak, że już nie śpi.
- Wstawaj, śpiochu. - Szepnęłam. Ten tylko mruknął coś, powiercił się i leżał dalej. Nie miałam wyjścia. Dmuchnęłam mu prosto do ucha. Baambam , jak na zawołanie usiadł na baczność, lecz po sekundzie rozluźnił się i chwycił za ucho.
- Nie musiałaś tego robić. Chciałem jeszcze pospać... - Wystękał naburmuszony.
- Musiałam. Wyglądałeś zbyt słodko. - Na te słowa posmutniał lekko. Ale dlaczego? Przecież nigdy mu nie przeszkadzało, jak nazywałam go słodkim czy uroczym...
- Nie jestem słodki. – Szepnął. - Jeszcze ci to udowodnię.

*3 lata później *
- Siema. Głodny jestem, masz coś do jedzenia? – Zapytał, pakując się jednocześnie do mojego mieszkania.
- Bambam! Buty chociaż zdejmij. Dopiero co posprzątałam... – Wybełkotałam, zawiedziona tym, że znowu będę musiała odkurzać. Ona natomiast zignorował moją prośbę i ruszył do lodówki.
- Kunpimok Bhuwakhul! - Wydarłam się na cale gardło. Chłopak spojrzał na mnie najwyraźniej przestraszony. Dobrze wiedział, że jak używam jego prawdziwego imienia, to znaczy, że jestem naprawdę wkurzona i nie ma ze mną żartów. Posłusznie odłożył parówkę na stół i poszedł zdjąć buty, po czym wrócił i stanął przede mną ze spuszczoną głową. – Przepraszam, Noona. - Powiedział i spojrzał na mnie spod tej swojej czarnej grzywki. Zastanawiałam się, jak to możliwe, że w 3 lata z mojego uroczego, kochanego, młodszego braciszka wyrosło TO. Westchnęłam ciężko i poczochrałam go po włosach.
- Wybaczam.
- Dzięki, Noona!- Rzucił się na mnie. Tak właściwie, to tylko część jego się zmieniła. Dalej potrafił być taki, jak kiedyś, ale po chwili wracał.
- KYAAA! Bambam, jesteś taki uroczy! - Przyciągnęłam go bliżej siebie. Po moich słowach poluźnił uścisk i odsunął się ode mnie. 
- Nie mów tak. Czemu jestem dla ciebie zawsze uroczy? Ja nie jestem taki. – Powiedział całkiem poważnie. Zachichotałam i uderzyłam go lekko w ramię.
- Dla mnie zawsze będziesz moim małym, kochanym Bambamem - Szepnęłam mu do ucha i mijając chłopaka, ruszyłam do salonu. Bambam przez chwile stał, po czym szybkim krokiem poszedł za mną. Miałam siadać, ale on odwrócił mnie przodem do siebie.
- Nigdy... - Zaczął. Nie wiem, jaką miał minę, bo wzrok zwrócony miał w podłogę. - Nigdy więcej tego nie mów. Nigdy więcej mnie tak nie traktuj. - Podniósł głowę. Minę miał, jakby był zły, ale oczy przepełnione były smutkiem i zawiedzeniem. - Udowodnię ci to. Daj mi tydzień. Nie! Cztery dni. Daj mi cztery dni, a zmienisz zdanie. - Zmartwiłam się trochę. To musiało go naprawdę urazić. Ale ja naprawdę nie chciałam, by Bambam się zmieniał. Sama myśl, że może wpaść w złe towarzystwo, że może mnie zostawić, znaleźć dziewczynę.... Strasznie się tego bałam. Może byłam zazdrosna? Tak. To na pewno to. Nie chciałam stracić tak bliskiej dla mnie osoby. Z czasem zaczęlibyśmy się od siebie oddalać, aż, w końcu, bylibyśmy jak dwie nieznane sobie osoby. Nie. Tak nie może być. Ale wiedziałam, że tak, czy siak ożeni się, założy rodzinę i zapomni o mnie. Bo kto mógłby wytrzymać tak przez cale życie z jedna osoba? No, ale gdybym się nie zgodziła, byłby smutny. 
- Zgoda. - Powiedziałam, a na jego twarz zawitał lekki uśmiech.
- Ok! Ubieraj się. - Powiedział. Popatrzałam na niego, jak na głupka.
- Po co?
- Jak to: po co? Idziemy ci to pokazać. Zabieram cię w pewne miejsce. - Zamrugałam kilka razy, po czym poszłam na górę się ubrać.

Dotarliśmy do wesołego miasteczka. Na początku odwiedziliśmy Dom Strachów. Wcale nie było tak strasznie. Nawet Bambam wystraszył się tylko jednej rzeczy. Następnie poszliśmy na kilka kolejek. Była taka, co na początku jedzie tyłem pod górkę, a potem, nagle, puszcza i strasznie szybko jedzie na przód, robiąc pętle, jadąc do góry nogami, itd. Krótka, ale fajna. Ogółem spędziliśmy całkiem miły dzień. Był miły, do czasu.
- Bambam? To ty? Ale się zmieniłeś. Ledwo cię poznałam - Stanęła przed nami dziewczyna. 
- Sooyoung? C-co ty tu robisz? - Wydukał cicho ze spuszczoną głową. Skądś ją kojarzyłam, ale skąd? I w pewnym momencie zapaliła się żarówka. To była Sooyoung, dziewczyna, przez którą tak bardzo cierpiał.
- A co można robić w wesołym miasteczku? - Zaśmiała się i klepnęła go lekko w ramię. - Może pójdziemy cos zjeść? Pogadamy, powspominamy stare czasy i tak dalej. Co ty na to? - Chwyciła go pod ramie. Chciał coś powiedzieć, ale nie miał na tyle odwagi. Stała przed nim osoba, którą kochał, a ta tylko się nim zabawiła. Musiałam coś zrobić. Nie mogłam na to patrzeć. Wyszarpałam go z jej uścisku.
- Chodź, Bamie. Obiecałeś, że pójdziemy na Diabelski Młyn. - Zdezorientowany popatrzył na mnie. - To my już spadamy, narka! – Krzyknęłam, gdy już odchodziliśmy. Zaciągnęłam go za jakiś budynek tak, żeby nikt nie widział. Chłopak stał chwilę ze spuszczoną głową, po czym wyszeptał cichutkie „dzięki, Noona”. Pogłaskałam go po policzku.
- Nie masz za co. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Nie ważne, co się stanie, pomogę ci. I, jakby coś się działo, to zawsze możesz się mną poratować. Rozumiesz? - Pokiwał głowa na ‘tak’ i przytulił się do mnie.

Do domów wróciliśmy dość późno. Od razu wzięłam prysznic i położyłam się spać.

*Puk Puk*
„Ciekawe, kogo niesie przed południem.” - Zapytałam sama siebie w myślach i podeszłam otworzyć drzwi. Kogo w nich zobaczyłam? Bambam’a. Bo kto przychodzi w odwiedziny o 9-tej rano? Wpuściłam go do środka. Moja mama od razu do niego podleciała, jakby był jakimś k-pop’owym idolem. Strasznie go uwielbiała. Sądziła, że ma na mnie dobry wpływ i w ogóle. Walnęłam się na kanapę i załączyłam jakaś kreskówkę.
- Zajęłabyś się gościem. – Powiedziała rodzicielka.
- Po co? Przecież sam dobrze wie, co gdzie jest. Sam mógłby się obsłużyć.
No właśnie. Zna każdy zakamarek mojego mieszkania. Większość czasu spędza u nas, nie u siebie. Nie żeby jakoś specjalnie przeszkadzało mi to, że codziennie do nas przychodzi, ale poważnie, mógłby się zająć sobą, a nie, że ja mam mu usługiwać. „Noona, zrobisz mi coś do picia?”, „głodny jestem, jest coś do jedzenia?” i tak ciągle... 
- Nie mam już do ciebie sił... - Westchnęła - My z tatą wychodzimy. Wrócimy dopiero jutro, bo zaraz po pracy jest jakaś impreza. Pa.
Wyszli. Czas dla siebie? Nie. Wylegiwanie się? Nie, to nie dla mnie. A czemu? Bo do mojego domu zawitał „gość”. Podniosłam się z kanapy i ruszyłam do kuchni, w celu zrobienia sobie czegoś do jedzenia. Szczerze, to na nic nie miałam ochoty. Cóż... Każda kobieta przynajmniej raz w miesiącu przeżywa katusze, a po tygodniu męczarni następuje ‘odrodzenie’. Ja akurat zamiast bólu mam strasznie zły humor. Normalnie bez kija nie podchodź. 
Zaczęłam robić sobie płatki. Do kuchni wszedł Bambam. Stal i uważnie przyglądał się moim ruchom. Po zrobieniu sobie śniadania, poszłam do salonu i ułożyłam się wygodnie na miejscu mojego wcześniejszego pobytu. Chłopak poszedł za mną. Cały czas się gapił.
- A tobie co? Dziewczyny na oczy nie widziałeś? - Zapytałam z lekkim sarkazmem. 
- Noona, obejrzmy film. - Rzucił. Wstałam i od niechcenia załączyłam pierwszy lepszy film. Rozwaliłam się na kanapie, zostawiając Bambamowi dosłownie kawałeczek, żeby sobie usiadł. Oglądaliśmy w ciszy. Mimo że, wypadło na komedie, nie zaśmiałam się ani razu. Takiego poker face’a nigdy nie widzieliście. 
- Noona, pójdziemy później do parku? - Zapytał.
- Nie mam ochoty.
- A na lody chociaż?
- Na lody mam. Możesz przynieść mi czekoladowe.
- Ehh... Co ja z tobą mam... – Westchnął. - Mam rozumieć, że z normalną tobą widzę się dopiero za siedem dni?
- Bingo. To przyniesiesz mi te lody, czy nie? O! I kup mi od razu piwo.
- Lody ci kupie, ale o alkoholu możesz zapomnieć. – Oznajmił, zakładając buty.
- Racja... Tobie nie sprzedadzą... Czekaj, idę z tobą. - Wstałam, ale zaraz wróciłam na miejsce z powodu strasznego bólu brzucha. Jęknęłam i skuliłam się w kulkę.
- Co się stało? - Podbiegł do mnie, przerażony.
- Brzuuuuuuch! - Wystękałam.
- Leż, a ja kupię ci jakieś lekarstwa. Zaraz wrócę. - Wybiegł z mieszkania jak poparzony. I co ja mam teraz robić? Bambama trochę nie będzie, bo najbliższa apteka jest 20 minut drogi stąd. Postanowiłam, że się prześpię. Udało się po 10 minutach.

*Bambam POV*
Pójście po leki, a następnie jeszcze zajście do sklepu po lody dla ___ zajęło mi godzinę. Gdy wróciłem ____ spała. Wyglądała tak słodko. Ani mi się śniło jej budzić. Przyglądałem się jej uważnie. Moją uwagę przykuły jej malinowe usta. Powoli zbliżałem swoja twarz do jej. Delikatnie musnąłem jej wargi i szybko się odsunąłem. Miałem ochotę zrobić to jeszcze raz, ale balem się. Balem się, że może się o tym dowiedzieć. Dowiedzieć się, że ją kocham. Nie jak przyjaciółkę, czy członka rodziny. Kocham ją bardziej, niż powinienem. Nie powiem jej tego. Nie chcę. Boje się. Może się na mnie zawieść. Ale boli mnie to, że nie traktuje mnie na poważnie. Zawsze mówi, że jestem uroczy, ale nigdy jeszcze nie powiedziała ze jestem męski. Przecież staram się najbardziej, jak mogę. Czy to nie wystarczy? No cóż... Mówi się trudno. Przynajmniej mogę trwać u jej boku, jako przyjaciel.
Załączyłem sobie kolejny film, bo tamten się skończył i usiadłem w fotelu. W pewnym momencie moje powieki zrobiły się strasznie ciężkie i po chwili już spałem.

*Moj POV*
Rano obudziło mnie szturchanie w ramię. 
- ___, Bambam. Wstawajcie. Nie musicie iść do szkoły? - Zapytała mama. - Jest już prawie ósma.
Ósma? Zerwałam się z kanapy i spojrzałam na zegarek. Zaraz zaczną się lekcje, a my wylegujemy się w najlepsze.
- Wstawaj! - Krzyknęłam i rzuciłam poduszka w Bambama. Ten zdziwiony popatrzył na mnie, a następnie na moja mamę i zegarek.
- Noona, ja pójdę do domu się przebrać i w ogóle, a ty, jak skończysz, przyjdź pod mój dom. - Wybiegl z mieszkania jak poparzony. Najszybciej, jak tylko mogłam, umyłam się, ubrałam mundurek, spakowałam się, chwyciłam śniadanie do ręki i wyszłam. Gdy dochodziłam do domu przyjaciela, ten już wychodził. Biegiem ruszyliśmy do szkoły. Trochę to było męczące, bo szkoła jest dość daleko. Spojrzałam na zegarek. Lekcja trwała już pól godziny. Drzwi od Sali były otwarte. Delikatnie wychyliłam głowę, żeby zobaczyć, co robi nauczyciel. Akurat stał tyłem do klasy i pisał coś na tablicy. Pokazałam Bambamowi, żeby robił to, co ja. Zaczęłam wchodzić do klasy tyłem, tak żeby wyglądało, jakbym wychodziła (wiecie, o co chodzi XD). Dałam kolegą i koleżanką z klasy znak, żeby byli cicho.
- Ehem, Ehem... - Odchrząknął nauczyciel. Kurde. Nie udało się. - Proszę wrócić na swoje miejsca, pani ___ i panie Bhuwakhul. Do dzwonka jeszcze trochę. Proszę wytrzymać. - A jednak się udało.
- Dobrze. Przepraszamy. - Ukłoniłam się lekko i pociągnęłam Bambama na miejsce. Przybiliśmy sobie piątkę.
- Dobra. Kto rozwiąże to równanie? – Cisza. - Ok... Skoro nikt się nie zgłasza, to sam kogoś wybiorę. Niech bedzie... ___. Zapraszam. - Powiedział nauczyciel i wystawił w moja stronę kredę w ręce. Wstałam i ruszyłam w kierunku tablicy. Stałam przed nią, jak kołek, ponieważ nie rozumiałam zupełnie nic. 
- Pani ___. Chce pani kiblować kolejny rok, czy weźmie się pani w końcu za siebie? 
Dobrze słyszeliście. Raz nie zdałam. Pan z matematyki nie przepuścił mnie do następnej klasy i dzięki temu znów jestem w pierwszej. Ale przynajmniej mogę spędzać więcej czasu z Bambamem.
Na przerwie podszedł do nas Yugyeom. 
- To było niezłe, ale następnym razem się nie spóźniajcie, bo nie obiecuję, że was nie wydam. - Yugyeom to straszny pupilek nauczycieli. Nikomu nie odpuszcza i za każdy, nawet najmniejszy błąd, nadaje nauczycielowi. Tylko ja i Bambam mamy takie przywileje, że nam się nie obrywa, bo to tez nasz przyjaciel, ale z nim spędzamy dużo mniej czasu. 
- Taa... Dzięki. - Uśmiechnęłam się do przyjaciela. Gdy z nim rozmawiałam, zauważyłam, że Bambam gdzieś zniknął. Zaczęłam się rozglądać, ale nigdzie go nie było. Nigdy ode mnie nie odchodził, więc troszkę się zmartwiłam. Może jakieś gnojki go gdzieś zaciągnęły, żeby się nad nim znęcać? 
- Yugyeom, ja już idę, cześć. - Pożegnałam się i ruszyłam korytarzem. Zaczęłam się rozglądać po wszystkich zakamarkach. Weszłam nawet do męskiej toalety. Pytałam każdego, czy go czasami nie widzieli. Dowiedziałam się, że ktoś go widział, jak szedł na dach z jakąś dziewczyną. Trochę się uspokoiłam wiedząc, że nikt go nie skrzywdził. Poszłam na dach. Uchyliłam lekko drzwi i ujrzałam mojego przyjaciela z największą dziwką z naszej szkoły. To nie tak, że naprawdę nią jest, ja jej po prostu strasznie nie lubię. To, że ma bardzo ładną twarz, nie znaczy, że może znęcać się nade mną. Nikt właściwie nie wiedział, że mi to robi. Nawet on. Usłyszałam tylko, jak Bambam mówi: „Przepraszam, ale mam już kogoś.”